wtorek, 17 lutego 2015

Czas na pierwsze spotkanie!

No to zaczynamy!
Cofam się myślami o cztery miesiące wstecz … wielki dzień, jedyny w swoim rodzaju nazywany przed swoim  nadejściem ” Godziną zero” . Zastanawiacie się czego dotyczył? … Poprzedzony strachem, niepewnością, przeświadczeniem że nie dam rady i nie podołam.
26 Wrzesień 2014 – ” Cud narodzin”
Zdjęcie-0125Pewnie wiele osób zastanawia się jak można się przygotować na ten wielki dzień … cóż nie można, nie da się przewidzieć co może się stać, czasami kiedy nastąpi. U mnie było jasne … nasze maleństwo pojawi się na świecie poprzez cesarskie cięcie. Nie da się opisać strachu, niepewności i całego tego narastającego przerażenia przytłumionego przez oczekiwanie. „Tyle nocy i dni … tyle kopnięć, tyle razy czułam jak się wiercisz, tyle razu miałeś czkawkę i nagle przyszedł ten dzień … czas na pierwsze spotkanie„. Kiedy obudziłam się tego dnia rano czułam przedziwny spokój  ale strach tylko czekał i narastał z każdą chwilą żeby osiągnąć swój punkt kulminacyjny na szpitalnym stole. Wychodząc z domu spojrzałam na łóżeczko przygotowane dla mojego synka i pomyślałam,  że kiedy tu wrócimy to na rękach będę niosła maleńkie kwilące zawiniątko. Zabraliśmy więc spakowaną torbę ( przepakowywaną już chyba co najmniej trzydzieści razy) i wyruszyliśmy w drogę. Data zabiegu była zaplanowana na dwa tygodnie przed terminem porodu. W naszym przypadku nic nas nie zaskoczyło bo maluszek grzecznie postanowił zaczekać na spotkanie ze światem. Kiedy siedziałam w samochodzie myślałam o tym, że mój synek jeszcze nie wie co go dziś czeka … czy będzie spał i go obudzą, czy może będzie właśnie miał ochotę na zabawę, co pomyśli kiedy pierwszy raz zobaczy jak wygląda świat ” poza przytulnym brzuszkiem mamy”. Spoglądałam na mojego ukochanego i podziwiałam jego spokój, pocieszał mnie i powtarzał, że na pewno wszystko będzie w porządku. Przed szpitalem byliśmy przed czasem, i ponieważ nie mogłam się pozbierać i usiedzieć w miejscu prawie od razu poszliśmy do rejestracji. Kiedy wypełniliśmy już wszystkie papiery i formularze skierowano nas na oddział. ” Oczekiwanie” – kurcze tego dnia pod to słowo mogła bym podpiąć bardzo długi opis … czas między wejściem do szpitala a wejściem na salę operacyjną pamiętam jak przez mgłę. Nigdy w życiu tak się nie bałam. Wtedy myślałam, że boję się strasznie zabiegu a potem zrozumiałam, że to wcale nie o to chodziło. Kiedy już weszłam na stół operacyjny, kiedy dostałam znieczulenie modliłam się żeby było już po wszystkim. Nigdy nie zapomnę Pani Anestezjolog dzięki której nie rozsypałam się kompletnie, to ona cały czas rozmawiała ze mną i dbała o to żebym nie myślała o tym co się dzieje. Kiedy usłyszałam od lekarza ” no to widzimy malucha” zamarłam, a gdy drugi lekarz powiedział ” Panie Doktorze proszę chwycić go za rączkę  a ja złapię za drugą”, pomyślałam „Zaraz rozerwie mi dziecko” …. kilka sekund później zobaczyłam jak lekarz trzyma mojego synka nad parawanem. Kiedy położna przystawiła mi go do policzka miał zmarszczone czółko i wyglądał jakby się zastanawiał o co tu chodzi. Nasz cud:) .
Zdjęcie-0112 Wtedy nagle przestałam się bać, nie obchodziło mnie czy mnie zszyją czy będzie bolało, co będzie dalej liczyło się tylko jedno …. Zostałam mamą a mój synek był zdrowy ( tak naprawdę właśnie o to chodziło z tym strachem,  mój synek na szczęście był zdrowiutki i silny).

A co było potem? … a to już materiał na kolejny wpis :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz